KASA!!!
Uzbierałyśmy na tyle kasy żeby pójść sobie na długie zakupy. Ale od początku...
Zaczęło się od tego że z samego rana Gabi mnie obudziła. Będąc jeszcze w stanie otępienia patrzałam na Gabi wymachującą mi przed nosem przeźroczystym przedmiotem wypełnionym banknotami o różnym nominale. Moja kochana współlokatorka uderzyła mnie w głowę takowym przedmiotem i od razu się wybudziłam. Była to świnka skarbonka z napisem "NA ZAKUPY". Jak już wspomniałam, była pełna. Wyciągnęłyśmy korek na dole i opróżniłyśmy świnkę. Zaczęłyśmy liczyć nasze oszczędności z pierwszej skarbonki. Były tam dwa tysiące dolarów.
Kiedy dotarło do nas ile mamy kasy, wpadłyśmy w szał szczęścia i odtańczyłyśmy dziki taniec śpiewając:
"Idziemy na zakupy, idziemy na zakupy, idziemy na zakupy..."
Kiedy ocknęłyśmy się z dzikiego szału, zajrzałyśmy do naszej ogromnej szafy. Wisiało tam bardzo dużo ubrań których nigdy byśmy już nie założyły i kilka paskudnych torebek które otaczała dziwna, zła aura. Z jednoznaczną, stanowczą miną odłożyłyśmy pieniądze na etażerkę i zabrałyśmy się za porządki. Ubrałyśmy się w to co nam zostało, zabrałyśmy pieniądze i wyszłyśmy z piwnicy. Gabi włączyła muzykę w swoim telefonie, zdziwiłam się, albowiem w głośnikach zabrzmiała piosenka "Sweet Blasphemy", która ostatnimi czasy szarpała nerwy mojej BFF. Popatrzałam na nią zdziwionym wzrokiem.
G: No co? Zaraz będzie playlista która nadaje się na zakupy.
P: Ja nic nie mówiłam...
G: No ok... Do jakiego sklepu najpierw się skierujemy?
P: Może do "Seven Swans"*?
G: Dobra. Wiedziałam że wybierzesz najbliższy...
P: To on jest najbliżej...?
G: Na to wychodzi.
Skierowałyśmy się do "Seven Swans" szybkim krokiem. Kiedy stanęłyśmy prze drzwiami popatrzałyśmy po sobie i gwałtownie otworzyłyśmy drzwi. Tak się złożyło że trafiłyśmy na OGROMNE wyprzedaże! To znaczy więcej ubrań za mniejszą cenę. Pierwsze stoisko jakie zauważyłyśmy "-75%" od razu przyciągnęło nas swoją magnetycznością. Porwałyśmy każda pi pięć ubrań które wpadły nam w oko i popędziłyśmy do przebieralni.
P: Tak jak zawsze?
G: Tak! Na TRZY, CZTE-RY!
Wyskoczyłyśmy z przymierzalni. Gabi włożyła na siebie rurki w jabłka i bluzkę zrobioną z różnych materiałów. Ja założyłam śnieżnobiałą sukienkę z czerwoną kokardą i taką ilością falbanek że nie ogarniam. Kupiłyśmy te ubrania i z pięknymi torbami ruszyłyśmy ulicą.
P: No to teraz ty wybierasz sklep...
G: Może... "Funny Garden"*?
P: No okej. To ten kolorowy sklep?
G: Tak, jest bardzo kolorowy...
P: No to idziemy!
Pobiegłyśmy do sklepu. "Funny Garden" odznaczał się na tle innych sklepów. Był wybudowany całkiem niedawno, budynek był przyozdobiony wszystkimi kolorami tęczy, a drzwi ozdabiał piękny jednorożec. Kiedy weszłyśmy do tego sklepu, od razu wiedziałyśmy co kupić. Gabi pobiegła w prawo, ja prosto. Porwałyśmy wybrane ubrania i zniknęłyśmy w przebieralni. Tak jak przedtem wyszłyśmy na trzy czte-ry. Tym razem Gabi zaskoczyła mnie swoim wyglądem. Tęczowe leginsy i-co ciekawsze- czarna bluzka z kotkiem jedzącym ciastko. Zdziwiona byłam tym że znalazła się tam czarna rzecz.
W następnych sklepach zrobiło nam się trochę ciężko od toreb. Po odwiedzeniu "Polly Park", "Glam Star", "Rock fan must have...", "Jelly, Jelly, and Jelly", "Black Power" i "I like Unicorns"* miałyśmy tyle toreb że ledwo je uniosłyśmy do domu. Z naszej WIELKIEJ KASY zostało pięć dolarów, które przeznaczyłyśmy na taksówkę. W domu nasza szafa się wypełniła i ucieszyłyśmy się z Gabi że wieszadła nie są plastikowe jak w mojej starej szafie, ale są metalowe i wytrzymałe. Dzisiaj możemy powiedzieć że mamy się w co ubrać :-) - Podoina
*Przedstawione sklepy nie istnieją.
Zaczęło się od tego że z samego rana Gabi mnie obudziła. Będąc jeszcze w stanie otępienia patrzałam na Gabi wymachującą mi przed nosem przeźroczystym przedmiotem wypełnionym banknotami o różnym nominale. Moja kochana współlokatorka uderzyła mnie w głowę takowym przedmiotem i od razu się wybudziłam. Była to świnka skarbonka z napisem "NA ZAKUPY". Jak już wspomniałam, była pełna. Wyciągnęłyśmy korek na dole i opróżniłyśmy świnkę. Zaczęłyśmy liczyć nasze oszczędności z pierwszej skarbonki. Były tam dwa tysiące dolarów.
Kiedy dotarło do nas ile mamy kasy, wpadłyśmy w szał szczęścia i odtańczyłyśmy dziki taniec śpiewając:
"Idziemy na zakupy, idziemy na zakupy, idziemy na zakupy..."
Kiedy ocknęłyśmy się z dzikiego szału, zajrzałyśmy do naszej ogromnej szafy. Wisiało tam bardzo dużo ubrań których nigdy byśmy już nie założyły i kilka paskudnych torebek które otaczała dziwna, zła aura. Z jednoznaczną, stanowczą miną odłożyłyśmy pieniądze na etażerkę i zabrałyśmy się za porządki. Ubrałyśmy się w to co nam zostało, zabrałyśmy pieniądze i wyszłyśmy z piwnicy. Gabi włączyła muzykę w swoim telefonie, zdziwiłam się, albowiem w głośnikach zabrzmiała piosenka "Sweet Blasphemy", która ostatnimi czasy szarpała nerwy mojej BFF. Popatrzałam na nią zdziwionym wzrokiem.
G: No co? Zaraz będzie playlista która nadaje się na zakupy.
P: Ja nic nie mówiłam...
G: No ok... Do jakiego sklepu najpierw się skierujemy?
P: Może do "Seven Swans"*?
G: Dobra. Wiedziałam że wybierzesz najbliższy...
P: To on jest najbliżej...?
G: Na to wychodzi.
Skierowałyśmy się do "Seven Swans" szybkim krokiem. Kiedy stanęłyśmy prze drzwiami popatrzałyśmy po sobie i gwałtownie otworzyłyśmy drzwi. Tak się złożyło że trafiłyśmy na OGROMNE wyprzedaże! To znaczy więcej ubrań za mniejszą cenę. Pierwsze stoisko jakie zauważyłyśmy "-75%" od razu przyciągnęło nas swoją magnetycznością. Porwałyśmy każda pi pięć ubrań które wpadły nam w oko i popędziłyśmy do przebieralni.
P: Tak jak zawsze?
G: Tak! Na TRZY, CZTE-RY!
Wyskoczyłyśmy z przymierzalni. Gabi włożyła na siebie rurki w jabłka i bluzkę zrobioną z różnych materiałów. Ja założyłam śnieżnobiałą sukienkę z czerwoną kokardą i taką ilością falbanek że nie ogarniam. Kupiłyśmy te ubrania i z pięknymi torbami ruszyłyśmy ulicą.
P: No to teraz ty wybierasz sklep...
G: Może... "Funny Garden"*?
P: No okej. To ten kolorowy sklep?
G: Tak, jest bardzo kolorowy...
P: No to idziemy!
Pobiegłyśmy do sklepu. "Funny Garden" odznaczał się na tle innych sklepów. Był wybudowany całkiem niedawno, budynek był przyozdobiony wszystkimi kolorami tęczy, a drzwi ozdabiał piękny jednorożec. Kiedy weszłyśmy do tego sklepu, od razu wiedziałyśmy co kupić. Gabi pobiegła w prawo, ja prosto. Porwałyśmy wybrane ubrania i zniknęłyśmy w przebieralni. Tak jak przedtem wyszłyśmy na trzy czte-ry. Tym razem Gabi zaskoczyła mnie swoim wyglądem. Tęczowe leginsy i-co ciekawsze- czarna bluzka z kotkiem jedzącym ciastko. Zdziwiona byłam tym że znalazła się tam czarna rzecz.
W następnych sklepach zrobiło nam się trochę ciężko od toreb. Po odwiedzeniu "Polly Park", "Glam Star", "Rock fan must have...", "Jelly, Jelly, and Jelly", "Black Power" i "I like Unicorns"* miałyśmy tyle toreb że ledwo je uniosłyśmy do domu. Z naszej WIELKIEJ KASY zostało pięć dolarów, które przeznaczyłyśmy na taksówkę. W domu nasza szafa się wypełniła i ucieszyłyśmy się z Gabi że wieszadła nie są plastikowe jak w mojej starej szafie, ale są metalowe i wytrzymałe. Dzisiaj możemy powiedzieć że mamy się w co ubrać :-) - Podoina
*Przedstawione sklepy nie istnieją.