Pytanka
pytankadomnie@interia.pl
Pytania kierujcie pod e-mail podany powyżej
poniedziałek, 20 stycznia 2014
piątek, 10 stycznia 2014
Chwila nieuwagi
Tym razem to ja byłam tą łajzą...
Kończyliśmy próbę. Była ostatnia scena do przegranie- ta w której elfy schodzą z drzew i witają nową elfią królową. Wszystko poszło super. Nikt nie upadł, nie strącił dekoracji, nikt nie pomylił kroków. Zakończyliśmy szczęśliwie próbę i poszliśmy na dziesięciominutową przerwę. Kupiłam sobie rosół i ruszyłam do stołu. W drodze dogoniła mnie Anne. Zaczęłyśmy gadać o jakiś głupich rzeczach. I wtedy nie zauważyłam nogi od stołu. W jednej chwili poleciałam do przodu, razem z zupą. Miska obróciła się w powietrzu i cała zawartość wylała się po części na podłogę, a po części na moją rękę. Ucieszyłam się wtedy że miałam bluzkę na ramiączkach ;-)
Na nieszczęście Anne, jej buty były całe w zupie. Na jeszcze większe nieszczęście były zamszowe. Ale nic na szczęście nie zauważyła. Ale ja musiałam iść kupić sobie coś innego do jedzenia. Kupiłam sobie hamburgera i tym razem doszłam do stołu bez szwanku. No, poza tym że wdepnęłam w kałużę zupy- jeszcze ciepłej. :-)- Podoina
Kończyliśmy próbę. Była ostatnia scena do przegranie- ta w której elfy schodzą z drzew i witają nową elfią królową. Wszystko poszło super. Nikt nie upadł, nie strącił dekoracji, nikt nie pomylił kroków. Zakończyliśmy szczęśliwie próbę i poszliśmy na dziesięciominutową przerwę. Kupiłam sobie rosół i ruszyłam do stołu. W drodze dogoniła mnie Anne. Zaczęłyśmy gadać o jakiś głupich rzeczach. I wtedy nie zauważyłam nogi od stołu. W jednej chwili poleciałam do przodu, razem z zupą. Miska obróciła się w powietrzu i cała zawartość wylała się po części na podłogę, a po części na moją rękę. Ucieszyłam się wtedy że miałam bluzkę na ramiączkach ;-)
Na nieszczęście Anne, jej buty były całe w zupie. Na jeszcze większe nieszczęście były zamszowe. Ale nic na szczęście nie zauważyła. Ale ja musiałam iść kupić sobie coś innego do jedzenia. Kupiłam sobie hamburgera i tym razem doszłam do stołu bez szwanku. No, poza tym że wdepnęłam w kałużę zupy- jeszcze ciepłej. :-)- Podoina
piątek, 3 stycznia 2014
Wspomnienia z sylwestrowej nocy
Mimo iż ostatnio dni nie były dla nas zbyt przyjemne, postanowiłyśmy jednak nie rezygnować z Sylwestra. Gabi próbowała się opierać, ale po dłuższej namowie, w końcu się zgodziła. Poszukałyśmy lokalu z względnie normalną muzyką, niestety nie znalazłyśmy takiego. Wszystkie "disco party", albo "70-th 80-th" itp. więc pomyślałyśmy że same zorganizujemy sylwestra. Jednak około godzinę później zadzwonił do nas nie kto inny jak Andy. Zaprosił nas na imprezę sylwestrową. Oczywiście piętro wyżej :-) Nawet jakby nas nie zaprosił, to i tak wzięłybyśmy udział, bowiem Andy ma mało szczelną podłogę, jest to dla nas czasami wielką udręką...jeśli wiecie co mam na myśli.
No a więc zaczęłyśmy szukać ubrań na takową okazję. Okazało się że żadna z nas nie ma odpowiednich ciuchów. To poszłyśmy w takim razie na ZAKUPY!!! A że nie miałyśmy za dużo czasu, to po prostu weszłyśmy do pierwszego lepszego sklepu. Na szczęście był to lubiany przez nas sklep- "Czarny jednorożec"*. Każda z nas wybrała sobie jakąś stosowną sukienkę. Gabi wybrała śliczną czarną sukienkę:
Sara wygrzebała gdzieś śliczną białą sukienkę w kwiaty:
,a ja taką oto śliczność:
W doborze butów było łatwiej- mamy szafę pełną butów na każdą okazję.
Potem- że już było po szesnastej (impreza zaczynała się o 19.00), trzeba było zająć się makijażem i fryzurą. Wyrobiłyśmy się akurat na 18.00 (trzeba odejść troszkę od domu, aby nie było wątpliwości że nie mieszkamy w piwnicy). No a więc odeszłyśmy, aż na inną ulicę i ruszyłyśmy spowrotem. Doszłyśmy dziesięć minut za wcześnie i pomogłyśmy Andy'emu i Julliet w przygotowaniu imprezy (reszta zespołu wolała siedzieć na kanapie i rzucać w siebie chrupkami). Potem zaczęła się impreza.
Wszystko było spoko, oczywiście do czasu. Po dwudziestej drugiej było HARD PARTY jak się patrzy. Goście dostawali powoli świra, a poza tym zginęły cztery paczki fajerwerków. Andy chodził po całym domu i szukał- nawet w muszli klozetowej. Znalazły się obok jakiejś blondyny która myślała że to paczka magii. Alkohol... ale mniejsza z tym. Potem Ash i CC udawali że są miotłami i czyścili podłogę. Wyglądało to nadzwyczaj głupio, ale to nic nowego. Potem jakieś dwie tępe baby gadały o tym że NASA ma zamiar wysłać ziemniaki wyhodowane w każdym kraju w kosmos i że mają sprawdzić w ten sposób, jak organizmy z różnych stron świata, przystosowują się do nowych warunków. Zaczęły podchodzić do każdego z osobna i każdemu to tłumaczyły.
O godzinie 23.59, wszyscy wyszli przed dom i oczekiwali na godzinę 00.00, bo wtedy w niebo leciały fajerwerki, a w Ameryce podobno są zajefajne. I kiedy wszyscy krzyknęli "ZERO" na niebie zrobiło się jasno od sztucznych ogni. Każdy dostał w rękę po fajerwerku i zapalniczce. Po raz pierwszy, trzęsącymi się rękami, odpaliłam fajerwerk. Wystrzelił dwadzieścia metrów dalej, 10cm nad dachem sąsiada Potem, kiedy się już skończyły, poszliśmy dalej na imprezkę. Okazało się że jeden z gości usnął za kanapą i wtedy do akcji wkroczyłyśmy my- trzy Polki z doświadczeniem zebranym na imprezach. Koleś został przez Gabi obwinięty taśmą izolacyjną (wyglądał na takiego ,którego stać na droższe ciuchy), Ja napadłam go z markerem, a Sara zaatakowała go pastą do zębów. Następnie z niewielką pomocą trzech kolesi i dwóch dziewczyn, zataszczyłyśmy go na strych- niech się chłopak wyśpi. Po tej akcji, nikt już nie zasnął- przez kolejne 2 godziny minimum. Po tym czasie, zniknęłyśmy w piwnicy.-Podoina
Subskrybuj:
Posty (Atom)