Teoretycznie to dzisiaj mamy luz. Musiałyśmy tylko odebrać suknię i buty naszej Gabi. No ale to suknia naszej Gabi i oczywiście na co musiała narzekać...
Kiedy weszłyśmy do SSŚ moja przyjaciółka miała mega zaciesz. Już była ucieszona z powodu pięknej sukni którą przecież sama zaprojektowała! Podeszłą do pań przy stole i spytała się o nasze zamówienie. Wyższa pani która z czego wiem nazywa się Cloe i niższa pani która z tego co pamiętam nazywa się Carol poszły do składowni ( czy jak tam się nazywa miejsce w którym przechowują sukienki), a wrócił z manekinem w sukni Gabi i w pantofelkach w których pójdzie do ołtarza. Moja droga Gabi oczywiście jak już mówiłam, musiała narzekać.
Cloe: Pozwoliłyśmy dodać parę małych szczegółów które pozwolą pani poruszać się w tej sukni.
G: No ok, ale ta suknia nie jest moją suknią ślubną.
Carol: Ależ jest! Wszystko jest tak jak pani powiedziała...
Cloe: I z tymi szczegółami które pani dorysowała. Różnica polega na tym że ta suknia ma szerszy dół, dzięki czemu będzie pani mogła w niech postawić kroki.
G: Ale suknia którą opisywałam nie miała ŻADNYCH niebieskich wstążek.
Carol: Tu się z panią zgodzę, ale...
G: Czyli zgadza się pani ze mną że pozmieniała pani projekt?
Carol: Nie ja. Ja jestem od prezentacji, szkicu wstępnego i zbierania wymiarów. Tak samo z resztą jak Cloe.
G: Kto jest więc odpowiedzialny za te wstążki?
Cloe: Annabell...
G: Mogą panie ją tu przyprowadzić?
Carol: No dobrze. Proszę poczekać...
Potem przez pare minut musiałyśmy czekać na niejaką Anabell. W tym czasie zdążyłam porozmawiać z Cloe o Gabi. Kiedy skończyłam jej tłumaczyć, do sali weszła Carol z Annabell. Byłą to niska pani około lat dwudziestu. Miała ciemne włosy spięte w kok wąskie zielone oczy i grymas oburzenia na twarzy.
A: Hę?
G: Dzień dobry. Chodzi nam o moją suknię.
A: No domyślam się, bo wie pani to jest Salon Sukni Ślubnych i chyba wiem co tutaj sprzedajemy.
G: Ale ja myślę że tabliczka z napisem "Zrobimy wszystko według twojego projektu" powinna być zdjęta z waszych drzwi.
A: Niby czemu?
G: Mój projekt nie zawierał niebieskich wstążek.
A: No ale wie pani, to nie ja je doszyłam.
G i P: TO DO CHOLERY JASNEJ KTO?!
A(do Carol): Kto szył tą suknię?
Carol: Nina. Iść po nią?
A: Idź i się pospiesz.
Kiedy chwilę potem do sali weszła niejaka Nina, zaczęło się robić na prawdę nieprzyjemnie. Nina byłą jeszcze bardziej niemiła niż Annabel.
G: Dzień dobry. Co to za wstążki?!
N: Szerokość dwa centymetry, kolor "wiosenne niebo"...
G: Po co one tutaj są?
N: No jakby pani nie widziała...
P: Może pani zachować resztki kultury?
N: Nie?
P: Ciekawe czy pani rodzice są z pani wychowania dumni...
N: A co panią to!
P: Przy rozmowie z klientem trzeba zachować resztki wychowania, którego jak widać pani nie ma.
Carol (szeptem do Cloe i Annabel): Trochę w tym racji.
Cloe (szeptem do An. i Car.): Idziemy po popcorn.
( We trójkę powstrzymują śmiech)
G: Ale powróćmy do mojej sukni... W moim projekcie nie było żadnych wstążek.
N: No to je wyciągnę! Dżizys...
I wtedy się zaczęło. Kiedy Nina wyciągnęła wstążki, suknia została pozbawiona spódnicy.
A: Uuu... szef nie będzie zadowolony.
(Cloe robi sweet focie Gabi, Ninie oraz przy okazji mi.
Nina próbowała się tłumaczyć że to nie ona itd. ale kto jej uwierzy jeśli ona dostała zlecenie odnośnie sukni Gabi. Ostatecznie suknie odbierzemy jutro ze zniżką 50% za kłopoty (innymi słowy, żebyśmy po prostu były cicho i nie wnosiły zażalenia do sądu). Ale no cóż... Gabi musi czuć się wyjątkowo.-Podoina
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz