Pytanka

pytankadomnie@interia.pl

Pytania kierujcie pod e-mail podany powyżej

środa, 21 sierpnia 2013

Dzień drugi przygotowań do ślubu Gabi

No a więc jak już mówiłam dzisiaj przyszła do nas Marian... ale zacznijmy od początku.
Kiedy wstałam rano zobaczyłam Gabi. Miała podkrążone oczy, nie uczesane włosy, ubrana była w piżamę w misie, a makijaż spływał jej strumyczkami po twarzy. Przeglądała ulotki różnych sal bankietowych, a że to Gabi, wiedziałam że siedzi przynajmniej od czwartej nad ranem i nie może się zdecydować którą wybrać.
P: Gabi?
G: Co?
P: Nie możesz się zdecydować, co?
G: No nie mogę...
P: Spodziewałam się takiej odpowiedzi. Od której?
G: Nie wiem. Od razu jak wstałam zaczęłam oglądać. 
P: Chyba dawno wstałaś...
G:Nie, to ty wstałaś późno. 
P: Pomóc ci?
G: Przydałoby się...
P: Jakie masz dylematy?
G: Zastanawiam się nad trzema salami.
P: Pierwsza ma jakie szczególne punkty?
G: Czekoladowe fontanny i catering za darmo.
P: Druga?
G: Darmowy zespół muzyczny, firmowy...
P: Drugą sobie odpuść...Trzecia?
G: Darmowy catering i tort.
P: Czyli fontanny czekoladowe, albo tort?
G: Mhm...
I zaczęłyśmy się zastanawiać. Wyszło po około godzinie na to że wolimy czekoladę od tortu. Poszłam się przebrać (potem musimy przecież to wszystko pozałatwiać) i zaraz po wejściu do naszej trochę prowizorycznej łazienki usłyszałam że Gabi na kogoś krzyczy.
Kiedy wyszłam z łazienki zobaczyłam Marian siedzącą na łóżku należącym teraz do Gabi, ale wcześniej należącym do niej. Miała straszne worki pod oczami, wyglądała tak jakby przez ostatni miesiąc w ogóle nie spała. Ale strój miała zadbany i w ogóle mega poważny.
Gabi patrzyła na nią wzburzonym wzrokiem. Zastanawiało mnie co się stało.
G: Ema, co ona tu robi?
M: Sama po mnie dzwoniłaś człecza mendo... 
G: Tak tylko Ema może do mnie mówić, więc zamknij mordę i przez chwilę siedź cicho...
M: Dobra, dobra, boję się.
G: Ema, ona chcę ten swój zespół wcisnąć mi na wesele.
P: Zespół JA załatwiam i podejrzewam że Gabi będzie się podobał.
M: To od czego ja tu do cholery jestem?!
P: Żeby nam pomóc. Na przykład przy torcie.
M: Gabi?
G: Tak?
M: Masz jakąś cukiernię na oku?
G: Tak! Cukrowy kącik!
M: A gdzie to jest?
P i G: W Ponyville!
M: Bardzo śmieszne. Ale my nie jesteśmy kucykami i nie mieszkamy w Ponyville...
G: Nie mam cukierni...
M: Proponuję "Wisienka na torcie".
G: Okok, a gdzie to jest?
M: Obok budki z hot-dogami w której pracowałyśmy.
P: Od kiedy? Przecież tam był sklep z żelkami!
M: Po drugiej stronie...
P: No chyba że tak...
Na temat tortu rozmawiałyśmy dosyć długo, a konkretnie do czasu kiedy Marian wzięła jego opis z rysunkiem poglądowym i wyszła do pracy. Gabi była w lekkim szoku. Ja zadzwoniłam w sprawie tej sali bankietowej i zamówiłam termin na dzień ślubu około godziny piętnastej.Z tym ślubem jes tyle zamieszania...-Podoina
 
 
   
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz