Idę dzisiaj pogadać z księdzem. Tym razem może nie ochlapie mnie wodą święconą... ciekawe czy się zgodzi pochować męża Gabi, jak się dowie kogo to mąż. No, ale zanim to z Gabi ustalamy co robimy w święta. W tej chwili ustalamy jakie potrawy robimy i jak ubieramy choinkę i w ogóle skąd ją bierzemy.
Ciekawa sytuacja była rano. Sara wstała wcześniej, bo musiała iść na wigilię do pracy, zjadła śniadanie i poszła umyć zęby. Jakież było jej zdziwienie, kiedy z tubki wycisnęła... zielony lukier. No i wyszła z łazienki, obudziła nas i spytała co jest grane.
G: Czemu mnie budzisz?
P: Księżniczko Saro, czemuż nas budzisz?
S: Która wymyśliła lukier w paście do zębów?
P: Zaprawdę namęczyłam się wpychając go tam łyżką.
G: A ja namęczyłam się żeby wyglądał jak pasta.
S: Gabi, ja mam biało-niebiesko-czerwoną pastę.
G: A jaki lukier zrobiłam?
S: Zielony...
P: Pożycz moją pastę. Ok?
S: Ok.
Po chwili Sara wróciła z tubką mojej pasty- na reklamie zielonej. Jednak była niebieska, co mnie dosyć zdziwiło, potem domyśliłam się że to Gabi. Grunt że nową pastę schowałam do poszewki...
P: Gabi...?
G: No co, zostało mi białego lukru i pełno barwników.
S: Wezmę twoją pastę, Gabi.
G: Okej, jak to ci poprawi humor...
Sara tym razem chwilę siedziała w łazience, ale i tak do nas wyszła.
S: Gabi?
G: Co?
S: Napakowałaś sobie sama lukru do pasty?
Pokazała nam biało-niebiesko-czerwoną pastę, która okazała się lukrem.
G: No co ty... czy wyglądam na głupią?
P: Tym razem to ja.
S: Ha-ha. Nie ma pasty w domu?
P i G: Jest.
S: Jaka?
P: Do butów!
S: Ha ha ha...
P: Nie no, schowałam jeszcze jedną w ścianie, za prysznicem.
S: Spoko...
I Sara już nie wyszła z lukrem :-) -Podoina
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz