Dzisiaj poszłyśmy do tego jakiegoś tam szpitala (którego nazwy nie dosłyszałam). Siedziałyśmy w recepcji dziesięć minut, bo kolejka do informacji nie była długa. Zapytałyśmy się pielęgniarki czy osoba taka jak Jake F. została dowieziona do szpitala, a po dwudziestu minutach szperania w papierach dowiedziałyśmy się że JAKE ŻYJE! Gabi była happy, ja byłam happy z tego że Gabi była happy, a Sara jeszcze tego nie ogarnęła. Gabi potem poszła się zapytać czy może go odwiedzić. Pani w recepcji jej powiedziała że dopiero za pół godziny. To czekałyśmy... a jak się doczekałyśmy, to poszłyśmy z Gabi, ale do swojego męża weszła tylko ona.Gabi siedziała tam dosyć długo, więc nie chciało nam się tylko siedzieć pod drzwiami i poszłyśmy sobie do recepcji.- Podoina
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz