Dzisiaj wstałam dosyć wcześnie jak na dzień wolny. Była godzina ósma rano. Za piwnicznym oknem (w którym zwykłą szybę zamieniliśmy na lustro weneckie) widziałam Julliet, która bawiła się z kotkiem. Po chwili pojawił się Andy. Zaczęli się całować... a ja wstałam z łóżka, poszukałam telefonu, a że jestem złym człowiekiem, włączyłam zastrzeżony numer i zadzwoniłam do Julliet. Efekt był taki jak przewidywałam. Zaczęłam jej proponować łańcuchy na chodzące lodówki i tak gadałam jej około pięciu minut. Jej mina-bezcenna, ale niestety jej nie widziałam. Zgubiłam soczewki kontaktowe, więc musiałam poszukać swoich pięknych okularów. Szukałam jakieś dziesięć minut, po czym odnalazłam je w najbardziej oczywistym miejscu-w szafce wewnątrz ściany. Założyłam je na nos i poszukałam, jakiś ubrań. Jak się ubrałam wyszłam z piwnicy i ruszyłam na miasto. Po drodze spotkałam trójkę moich zajebistych znajomych.
P: Jak ja was dawno nie widziałam...
Cała trójka: My też cię dawno nie widzieliśmy.
Ronnie: Co tam?
P: Nic ciekawego. Denerwowałam sąsiadów, zgubiłam soczewki, nie wiem gdzie jest Gabi i ogółem się nie wyspałam. A co u was?
Ryan: Nic ciekawego.
Ronnie: U mnie podobnie.
Jacky: U mnie to samo.
Ryan: Fajne okulary.
P: Dzięki. Gdzie idziecie?
Ronnie: Idziemy do kolegi. Straszy mu w piwnicy.
Jacky: Mieliśmy w czwórkę zobaczyć co to.
P: Twój głos mnie rozwala.
J: No niestety takie geny...
Po rozmowie (która ciągnęła się jeszcze pół godziny) poszliśmy w dwie strony. Dopiero teraz skojarzyłam fakty - STRASZY W PIWNICY. Możliwe że otworzą te biedne drzwi...-Podoina
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz