Tadada dam!
Dzisiaj jest ten wielki, piękny dzień w życiu naszej Gabi. Tsa... komedia jakiej świat nie widział!
Zaczęło się od tego że trzeba było ich zawieźć czymś w miejsce ślubu - piękny samochód nie przyjechał. Od rolnika pożyczyli powóz z końmi i ładnie go udekorowali. Dojechali do kościoła przy akompaniamencie klaksonów. Gabi poszła się przebrać i Jake również. Nasza panna młoda wyszła- ku oburzeniu jej rodziców- w sukni ślubnej, którą jej uszyto na specjalne zamówienie. Gabi idąc wraz ze swoim ojcem do ołtarza potknęła się i walnęła swoją przyozdobioną czarnym welonem głową w ziemię, po czym wstała, otrzepała sukienkę, welon i poszła dalej. Kiedy razem ze swoim ukochanym powiedziała "TAK" i kiedy już się pocałowali, dostała takiej głupawki, jakiej ja dostałam kiedyś w kościele na Wielkanoc. Zaczęła się śmiać i nie mogła ustać na nogach. Widok był tak komiczny że większość obecnych osób- w tym Jake i ksiądz- buchnęła śmiechem.
Śmiech trwał około pięciu minut, bo potem Gabi się podniosła. Po jakiejś godzinie pojechaliśmy na wesele. Imprez przednia, muzyka- tylnia (XD)
Zespół który załatwiła Gabi (albo jej rodzice. Nie ważne) grał okropnie. Wszystko poza tym było super, ładnie, pięknie. No aż do momentu kiedy kulki czekoladowe się wysypały i trzy osoby upadły sobie na podłogę. Ale ja kończę, bowiem muszę się dowiedzieć jakim cudem te kulki znalazły się na ziemi...-Podoina
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz