Więc dzisiaj poszłam z Bobem na spacer. Chodziliśmy wszędzie, rozmawialiśmy o wszystkim...a tu nagle buchnęłam śmiechem. Byliśmy wtedy w dość odludnym miejscu, więc nie było aż tak wielkiego wstydu. Bob patrzył się na mnie z dziwną miną. Nie dziwię mu się. Nieopanowany śmiech z niczego raczej nie wygląda normalnie na środku ulicy. W końcu siadłam na trawie, wzięłam głęboki wdech i nie wiem czemu zaczęłam płakać. Podszedł do mnie Bob.
B: Chcesz pokój w psychiatryku z widokiem na góry?
P: Bardzo śmieszne...
B: A no bardzo.
P: Na poziomie podstawówki.
B: Serio?
P: Tak serio...
B: Czemu płaczesz i czemu się tak nagle zaczęłaś śmiać?
P: Całkiem bez powodu.
B: Nie wierzę ci
P: To uwierz.
Potem wstaliśmy z ziemi i poszliśmy do lodziarni. Co jak co, ale moja głupawka jest nieokiełznana niczym tornado-Podoina
Tu tak pisze jakbym j to napisała XD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz