Pytanka

pytankadomnie@interia.pl

Pytania kierujcie pod e-mail podany powyżej

wtorek, 30 kwietnia 2013

dzień 53 - czyli teatralna masakra

Dzisiaj przyszłam do teatru i robiłam to co zwykle-przygotowywałam się do próby. Nic w tym niezwykłego prawda? Wchodzę na scenę i widzę WIELKĄ DZIURĘ PO ŚRODKU!

P: Co tu się stało?!
Ktoś 1: Za ciężki rekwizyt.
P: Gratuluję... o boże... da się to naprawić?
Ktoś 2: Tak. Zajmie to nam około tygodnia.
P: Ale jutro są już zarezerwowane spektakle!
Ktoś 1: Wiemy.
P: Czy ktoś to jeszcze widział?
Ktoś 1: Nie.
P: To dobrze. Zaraz to jakoś zastawimy.
Ktoś 2: Ciekawe jak...
P: Nie wiem czy znacie moje powiedzenie, ale powiem że zrobimy to po polsku.
Ktoś 2: To znaczy...?
P: Na dziwny sposób. Ok... metr będzie. Macie jakąś wydrążoną dekorację?
Ktoś 1: W archiwum za lewym zakrętem jest drzewo z "Bellona".
P: Jest ciężkie?
Ktoś 2: Około pięciu kilogramów.
P: Ok... zaraz wrócę.

Drzewo było ogromne, ale mimo wszystko było bardzo lekkie. Wniosłam je na scenę i zakryłam nim nieestetycznie wyglądającą dziurę. Przyszli inni pracownicy teatru. Zdziwili się widokiem drzewa.

B: Co tutaj robi to drzewo?
P: Zobacz pod nie
BOB ZAGLĄDA POD DRZEWO
B: Ale dziura...
Ktoś 1: Za tydzień nie będzie po niej śladu.
B: Mama nadzieję, bo coś nie sądzę żebyście znaleźli do każdego przedstawienia pasującą dekorację.
P: Nie martw się Bob, oni znają się na rzeczy.
B: No myślę, bo dyrektorowi się to nie spodoba...

Potem prowadziliśmy próbę. Jakimś cudem udało nam się zagrać wszystko perfekcyjnie. Teraz pozostaje pytanie - czy będzie tak dobrze na premierze?-Podoina

 

Dzień 53 - Manager FFR

Andy się zaczął czuć lepiej i na szczęście Juliet już wróciła, więc ja pożyczyłam samochód od niej i pojechałam do Renee. Posiedziałyśmy u niej, a potem pojechałyśmy do L.A. Wjeżdżając na parking obok wielkiego wieżowca w którym były spotkania wielu gwiazd. Renee nic mi nie mówiła po co, na co tutaj przyjechałyśmy, ale wiem że ona coś kombinowała. Weszłyśmy do windy w budynku i jechałyśmy na 10 piętro. Przechodząc przez korytarz wśród drzwi na których były nazwy nazwy zespołów rockowych. Doszłyśmy do drzwi z napisem "FIT FOR RIVALS" Renee otworzyła je kartą.

M: Gdzie jest manager?
R: Usiądź tutaj.
M: Po co? (usiadłam)
R: Gratuluje posady managera!
M: Co ty gadasz?!
R: Jesteś rozgarnięta, znasz się na biznesie to w takim razie jesteś nowym managerem.
M: ja nawet nie mam studiów.
R: Wierzysz w to że inni managerowie mają ukończone studia?
M: Tak wierze. Co mam robić?
R: Załatwiać koncerty, szukać akcji charytatywnych i jeszcze jakieś rzeczy które pomogą nam się wybić.
M: Ile będę zarabiać? 
R: Od 8000$ do 9000$.
M: Ja zaraz zemdleje. Serio?
R: Wyglądam na osobę która okłamuje ludzi?

Pogadałyśmy tak jeszcze i teraz wiem że wynajmiemy sobie mieszkanko na pokaz jak kogoś poznamy, albo żeby zaprosić Juliet, ale piwnica forever <3 - Marian    

poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Dzień 52 - wesołe miasteczko

Jestem sobie w wesołym miasteczku na ławce, obok mnie Gabi, a po drugiej stronie Bob. Obok Gabi siedzi Jake, A na ławce na przeciw naszej siedzi Ronnie, Jacky i Ryan. Wszyscy pijemy sobie soczki. Zmęczyliśmy się troszkę tym bieganiem od atrakcji do atrakcji. Tym razem Ryan nie ucierpiał, za to Bob... Hmm... to że zaciągnął mnie na diabelski młyn samo za siebie tłumaczy. Stało się z nim to samo co z Ryanem. Nie ma to jak odcinanie dopływu powietrza przyjaciołom. Bob mimo wszystko nie zaczął potem panikować i się na mnie wydzierać że jestem jakaś chora. Ale to że boje się wysokości to chyba nie moja wina?

Najfajniejsze jest to że Ryan bawi się w sponsora i wszystko mi i Gabi kupuje. Bob jakąś tam kasę ma, bo z tego co widziałam sam wszystko kupował i nie był zadowolony jak Ryan dał mu kasę. Jake jak Jake, kocha Gabi i robi dla niej wszystko. Czy to nie jest urocze? Ja spadam, bo zaraz idziemy do domu strachu - Podoina


niedziela, 28 kwietnia 2013

Dzień 51 - Z miłosci ich nienawidzę

Powoli mam dość bycia nianią rockmana, nie ze już mam dość Andy'ego, ale jego choroba wykańcza mnie psychicznie. Cały czas rzyga, jego kot dostał strzała wymiocinami. Dostane spazmy z Ash'em jak jeszcze raz padnie pytanie typu "Nie jesteś na mnie zła?". Uświadomiłam sobie jedna rzecz gdy z nim rozmawiałam że brakuje mi jednak mojej rodziny, tylko moje uczucia porosła niezniszczalna skała. Tylko przy Emie mogłam się rozkleić, ale bardzo rzadko to robiłam. Byłam tylko szczęśliwa ze Ash sie nie chciał do mnie przyczepić na jedna noc bo Ema urwałaby mi łeb. Dostałam SMS od Renee że mam się za 2 dni spotkać z jej menadżerem. Jestem ciekawa o co chodzi, tylko boję się że Juliet nie będzie się mogła nim zająć. - Marian

dzień 51 - Kolejni intruzi?

Będzie dosyć krótko.

Dzwoniła do mnie Julliet

J: Ema?
P: No tak. 
J: Co tam? 
P: Czytam sobie gazetę. A co u ciebie?
J: Boję się. Słyszę jak ktoś chodzi po strychu.
P: Raz w piwnicy, raz na strychu...
J: Dokładnie.
P: Czemu nie dzwonisz do Mariana?
J: Jest zajęta. Przyjdziesz i sprawdzisz co to?
P: Będę za pięć minut.

Podeszłam do furtki i zaczekałam na Julliet która zaraz przyszła. Zaprowadziła mnie do tylnego wejścia. Weszłyśmy na górę.

J: To wchodzimy?
P: Jak chcesz to zostań.
J: To ja poczekam.
P: Ok.

Weszłam po drabince na górę. Weszłam na strych. Pozornie wydawał się pusty. Po środku leżały bagaże.
"Ciekawe czy to Andy'ego..." Rozejrzałam się dookoła

P: Wiem że tutaj ktoś jest!
Nieznajomy: To źle myślisz.
P: Wychodź!
N:Ok. Jak już wiesz że tutaj jestem...

Zza jakiegoś pudła wyszedł chłopak "Acha! Czyli nie tylko my wpadamy na zajebiste pomysły..."

P: To tak... Julliet cię słyszała i myśli że ktoś tutaj jest. Z tego powodu że sama nie mieszkam hmm... w normalnym miejscu mogę cię kryć i wymyślić jakąś bajeczkę.
N: Yyy...
P: Dobra... Jak masz na imię?
N: Alan.
P: Alan...ok. Nie powiem o tobie nic Julliet, ale musisz się ciszej zachowywać, bo podłoga jest cienka.
N/A:Ok. A ty gdzie mieszkasz?
P: W piwnicy. Jak ty się wygadasz, ja wygadam się również. Rozumiesz?
A: No dobra rozumiem...
P: Dobra. Trzymaj się, a ja idę coś wymyślić.
A: Narka.

Wyszłam ze strychu. Byłam troszkę zdziwiona że nie tylko my mieszkamy tak-no nie tentego. 

J: I co? Jest tam ktoś?
P: Nie. Wydawało ci się. Może coś akurat upadło?
J: Możliwe. Dzięki że to sprawdziłaś. 
P: Nie ma sprawy. Jakby coś się działo to mnie wołaj
J: Dobrze.
P: Ja idę, bo nie wiem czy w końcu posprzątałam. Papatki!
J: Papatki!

Poszłam do piwnicy i zaczęłam czytać książkę. Pomysłowość ludzka chyba nie ma granic...-Podoina


Dzień 51 - Niania ciąg dalszy.

Musiałam zostać na noc u Andy'ego bo nie mogłam go zostawić z grypą żołądkową samego tym bardziej z Ash'em. Pisałam SMS co chwile do Juliet w sprawie mojego "podopiecznego". Tylko taki mały haczyk nie mogę powiedzieć dziewczyną o tym że jest tu Andy bo po  mózgu psychopatki, czyli Emy wnioskuje że Andy zamiast odpoczywać i leżeć uciekałby po całym domu przed nią i Gabi. Szczerze mówiąc, ja mam dalej problemy żeby się do niego nie przytulić. Andy poszedł spać, a ja i Ash zaczęliśmy bardzo szczerą rozmowę, czyli tą którą zaczął na koncercie.

As: Marian pamiętasz jak gadaliśmy na koncercie że jesteś młoda a już mieszkasz w Hollywood?
M: Tak pamiętam, a co się stało?
As: No wiesz bo dowiedziałem się że nie masz matki i poczułem się źle że poruszyłem taki temat.
M: Mogłeś poczuć się źle jakbyś poruszył to 3 lata temu. Pogodziłam się z tym i jakoś żyje.
As: Czemu nie mieszkałaś u ojca, tylko u Emy?
M: Mój ojciec pobił mnie kilka razy, więc nie mam ochoty nawet na niego patrzeć.
As: Nie boli cię ta rozmowa? Bo wiesz praktycznie się nie znamy, a ja o takie sprawy cie pytam.
M: Ash to jest tak, ja nie mówię że mnie nic takiego nie boli, ale czasami jak ktoś powie nie miłą rzecz to się zdenerwuję i taki jest finisz.
As: Czyli ja cię nie uraziłem?
M: Nie bo rozmawiasz jak człowiek, a nie jak nieogarnięty gówniarz.
As: Czasami nie jestem niedojrzały, ale w takich sprawach wiem co to jest.
M: Ash mną się nie przejmuj. Ja mam takie szczęście że mogę w ogóle z Tobą rozmawiać.
As: Jestem takim człowiekiem jak inni, tylko zabójczo przystojnym.
M: Znowu rozmawiam z Ash'em którego kocham i podziwiam.

Po naszej rozmowie wylądowałam w jego ramionach i jakoś było bardzo przyjemnie, ale na nic nie będę liczyć bo to jest Ash taki argument mi wystarczy. Na razie jest mi dobrze tak jak jest wiec chłopak mi do szczęścia nie potrzebny. Zaczęłam sie opiekować Andy'm który ma już tylko stan pod gorączkowy, ale jednak dalej wymiotuje. Szkoda mi tego kościotrupa. - Marian

sobota, 27 kwietnia 2013

Dzień 50 - Niania Andy'ego!

Dziś obudził mnie telefon od Juliet że mam wszystko rzucić i przyjść do domu Andy'ego. Ubrałam się, pomalowałam i wystrzeliłam jak po mocnej kawie. Wchodząc do domu usłyszałam ciężki, ale potulny głos. Weszłam do domu, a Andy cały zarzygany leży na kanapie. Juliet siedzi obok niego i go głaszcze jak pieska po głowie. Nagle się spojrzała na mnie i zaczęła rozmowę.

J: Hej Marian. Mam wielką prośbę, zajmiesz się nim bo ja muszę lecieć na wywiad.
M: To jest wielka przyjemność. Ma jakieś tabletki?
J: Tak są w szafce daj mu za 2 godziny.
M: Dobrze, będę nianią rock man'a.
J: Dobra, ja wychodzę ty się nim zajmij. Bo Ci łeb urwę.

Juliet wychodząc pocałowała mnie w policzek, jak przyjaciółkę. Weszłam do salonu i spojrzałam na Andy'ego i widać było że ma gorączkę. Gadał od rzeczy, spadł dwa razy z kanapy *biedak*.  Andy mi kazał zadzwonić po Ash'a bo mu smutno wiec wzięłam jego komórkę (haha dotykam jego telefonu xD) i zadzwoniłam po tego dziada. Szybko przyjechał i zaczęłam z nim gadać. (Ash - As) (Andy - An).

As: Kto do mnie dzwonił?
M: Ja.
As: Skąd cię znam?
M: Koncert z Juliet.
As: Marian, jak dobrze pamiętam.
M: Bardzo dobrze pamiętasz.
An: Gdzie jest Marian?
M: W Hallu 
An: Podasz mi wodę?
M: Już idę!
As: Idę go podenerwować.
M: Daj mu spokój, jest chory.
As: Nerwy pomagają na chorobę.
M: Chyba odwrotnie.
As: To jest choroba, on się tak słodko denerwuje.
M: Ash zaraz, jak matkę kocham dostaniesz w łeb.

Cudem mnie posłuchał a on nikogo nie słucha. Byłam jak niania tylko dwóch osób dzieciucha = Ash. Chorego nastolatka = Andy. Nie mam pojęcia jak Juliet wytrzymuje z Ash'em, ale za to ją podziwiam - Marian

 

dzień 50 - I tak co tydzień?

Dzisiaj wychodzę na godzinną przerwę z teatru z Bobem i Luizą (reszta wyszła wcześniej, a połowa została) , a tu atakują nas jacyś ludzie i chcą autografy!

L: Przyzwyczaicie się. Oni tak zawsze w sobotę. Teraz już wiecie czemu inni wyszli wcześniej, albo zostali?
P: Domyślam się...
B: Tak co tydzień?
L: Tak. Podpisujcie. ALE NIE NAZWISKIEM BOB!

Bob od razu naprawił błąd i podpisał się pseudonimem. Przez DWADZIEŚCIA minut podpisywaliśmy te cholerne autografy... ale potem jak wszyscy dostali autograf od każdego z nas, rozeszli się. Weszłam do jakiejś kawiarenki i zanim usiadłam przy komputerze, podeszła do mnie dziewczynka. Miała lat około siedmiu i miała koszulkę (o wiele za dużą) Falling In Reverse.

Dziewczynka: To ty wczoraj grałaś na koncercie Falling In Reverse na perkusji?
P: Tak
D: A nie wiesz co się stało Ryanowi?
P: Drzwiczki zmiażdżyły mu palce.
D: Skąd to wiesz?
P:  Byłam z nim na pizzy.
D: Mogę twój autograf?
P: Pewnie!
(Podpisałam się jej w książeczce z autografami)
D: Dzięki. I pozdrów Ryana
P: Dobrze. 
D: To pa!
P: Miłego dnia.

Dziewczynka pobiegła do swojego taty (tak przypuszczam), a ja wreszcie miałam trochę czasu żeby napisać na blogu. Zapłaciłam za pół godziny (bo mniej więcej tyle czasu mi zostało) i zabrałam się do pisania. Nie za bardzo orientuje się w autografach, to jest męczące. Zaraz zadzwonię do Ryana, bo mam dość używania rąk. Miłego dnia wam życzę!-Podoina


piątek, 26 kwietnia 2013

Dzień 49 - Jestem sławana?

Chodziłam z Renee i Thomas'em po centrum Hollywood kiedy fani FFR zlecieli się do nich po autografy. Ja stałam z boku i czekałam aż to się skończy, a tu nagle ich fani proszą  mnie o autograf. Teraz wiem czemu gwiazdy kochają swoich fanów są magiczni. To pewnie jednorazowe przeżycie, tak myślę. Odwieźli mnie pod dom Juliet i wzięłam się za sprzątanie. - Marian

dzień 49 - gdy pałeczka troszkę zboczy z kursu...

Dzisiaj zagrałam sobie za Ryana, który musiał siedzieć z obandażowaną ręką za kulisami. 
Poszło mi świetnie (tak wynika z opinii zespołu, a szczególnie Ryana), ale zacznę chyba pisać od samego początku.
Dzisiaj dowiedziałam się, że w tych najgorszych momentach nie mogę liczyć na przyjaciół. Dzisiaj miałam bardzo poważny problem, ale ,ani Marian, ani Gabi nie miały czasu. Marian umówiła się z nową znajomą, a Gabi poszła gdzieś ze swoim lowelasem... Julliet za krótko mnie zna żeby wiedzieć o co chodzi. Gdzie poszłam? Wróciłam do teatru-żebym miała jakieś zajęcie. Kiedy wróciłam, dwugodzinna przerwa akurat się skończyła i mogłam wrócić do pracy. Poszłam poszukać Boba. Kiedy go szukałam, moje oczy były już mokre od płaczu. Mimo iż znałam go krócej od Julliet, ufałam mu bardziej. Po paru minutach bez efektownych poszukiwań poszłam na próbę. Bob już tam był "to pewnie dlatego nie mogłam go znaleźć" pomyślałam i szybko doszłam do grupy z łzami w oczach. Przez parę minut nikt tego nie zauważył-wtedy czułam się swobodnie. Po chwili jednak zostało to zauważone przez Boba. Podszedł do mnie.

B: Co się stało?
P: jestem pewna że nie będziesz wiedział o co chodzi...
B: A ja myślę że będę wiedział. O co chodzi?
P: Moja przeszłość się odzywa.
B: Aż tak źle?
P: Tak.
B: Co konkretnie się dzieje? 
P: Mój dawny kumpel ma zamiar się na mnie mścić.
B: A mianowicie co zrobi?
P: Jeszcze nie wiem, ale widziałam co ostatnio zrobił... boję się.

 Czułam się jakbym nie miała już dłużej żyć. Odruchowo przytuliłam się do Boba. Było mi troszkę lepiej, potem ktoś przywołał nas do rzeczywistości. Poszłam się ogarnąć i za chwilę wróciliśmy do prób.

Po wyjściu z teatru, skierowałam się do miejsca koncertu. Przygotowania trwały dosyć długo, ale dałam radę wytrzymać. Potem weszliśmy na scenę (Ryan był za kulisami). Graliśmy przez dwie godziny NON STOP! Teraz wiem czemu na spotkaniu z fanami, artyści są tacy zmachani. Gdzieś w środku koncertu pałeczka pięknie wyleciała mi z rąk i uderzyła Jackiego w głowę... grunt że nic mu się nie stało, a ja miałam drugie pałeczki obok. Ręce mi odpadają i ogółem umieram.Teraz siedzę sobie na bardzo wygodnym fotelu,a obok siedzi Ryan. Dziwię mu się że po koncecie ma jeszcze siłę...- Podoina


czwartek, 25 kwietnia 2013

Dzień 48 - Wielki dzień

Na scenie nie stałam 4 lata, tylko mała zmiana bez Emy przy boku. Kiedy już byliśmy gotowi Renee wyszła na scenę i zapowiedziała mnie. Byłam pewna ze publiczność mnie wy bucz, ale zareagowała jak na orginał. Wchodząc na scenę poczułam dreszcz w żołądku, ale jakoś go opanowałam i wybiegłam na scenę bardziej dynamiczniej niż Thomas. Zagraliśmy chyba 8 kawałków i zeszliśmy ze sceny, ale to jest męczące. Teraz wiem czemu gwiazdy mają dość. Renee mnie pochwaliła za dobry koncert, ale nie byłam przekonana że był taki dobry. Pesymiści rządzą! - Marian

dzień 48 - czyli jak można uszkodzić sobie ręke

Dzisiaj zaraz po pracy w teatrze spotkałam się z Ryanem. Mieliśmy iść na pizze. Poszliśmy do pizzerii w której pracowała jeszcze niedawno Gabi. Zamówiliśmy dużą pikantną pizzę i rozmawiając, czekaliśmy na kelnera z naszym posiłkiem.
Kiedy przyniósł nam naszą pizzę, od razu zabraliśmy się do krojenia. Nałożyliśmy sobie na talerz i zaczęliśmy jeść. Pizza była na prawdę smaczna. Kawałek po kawałku zniknęła z tacy. Zaczęliśmy się zbierać do wyjścia. Podeszliśmy do blatu aby zapłacić. Ryan jedną rękę położył tak, że zamykająca się furtka zmiażdżyła mu palce. Nie wyglądało to dobrze. Pojechaliśmy do lekarza. Powiedział że Ryan nie może za bardzo ruszać ręką i że raczej nie będzie grał na perkusji przez najbliższe dwa dni. Ryan obdzwonił wszystkich swoich znajomych-wszyscy byli zajęci. Zapytał się mnie czy nie znam kogoś kto gra na perkusji. Grałam w zeszłym roku w pewnym zespole więc powiedziałam że ja umiem. Od razu powiedział że mam go zastąpić. Zgodziłam się. Tylko czy połapię się jutro na koncercie?-Podoina


środa, 24 kwietnia 2013

dzień 47 - kiedy z dachu przestało kapać...

Wreszcie przestało kapać z dachu! YAY! Mogłam wyjść z domu. Chciałam zadzwonić do Boba, ale przypomniałam sobie że on jest w teatrze. Wreszcie mam chwilę tylko dla siebie... Poszłam na tor gokartowy i zobaczyłam dziwnego kolesia. Byłam pierwszy raz na gokartach i nie za bardzo wiedziałam co mam robić. Po paru chwilach załapałam i jeździłam jak zawodowiec. Byłam tam jakieś dwie godziny, bo potem skończył mi się czas. Poszłam sobie do cukierni obok (szykuj się świecie! Nadchodzi ciasteczkowe monstrum!). Zanim weszłam, zdążyłam się już przewrócić. Ktoś uderzył mnie drzwiami. Wstałam i zobaczyłam Boba.

P: ty nie jesteś w teatrze?
B: Nie. Nie musiałaś brać wolnego bo dzisiaj jest NIEDZIELA.
P: Taka jest niedziela, jak krowa umie latać...
B: Szczęśliwi czasu nie liczą
P: Pamiętaj że rozmawiasz z niemyślącą osobą...
B: Przepraszam. Czemu nie poszłaś do kawiarni, tylko akurat tu?
P: Było bliżej.
B: Bliżej do...
P: Bliżej od toru gokartowego.
B: Acha.
P: To dzisiaj w teatrze było wolne?
B: W co drugą środę mamy wolne.
P: Tak to mogę pracować.
B: Idziemy na lody?
P: Ok. Jak będę gruba to twoja wina!
B: Ale nie pójdę za to do sądu?
P: Raczej nie.
B: No to ok!

Poszliśmy do najbliższej budki z lodami. Smaki lodów jak myślę są nie istotne, więc nie będę pisała. Potem znowu się z nim wygłupiałam. Czyli normalny dzień...-Podoina

Dzień 47 - W zespole O.o

Po pracy dostałam S-M-S od Renee że mam przyjść szybko na centrum, a potem do jej domu. Więc ja wystrzeliłam jak głupia na miasto i wiadomości od Gabi i Emy "Kiedy będziesz w domu?' Najlepsze pytanie. Jestem dorosła jak będę to będę. Kiedy przyszłam na miasto zobaczyłam Renee i jej samochód do którego wsiadłyśmy tylko jechałyśmy na osiedle gdzie mieszka mój ex więc taki tam plusik w zestawie. Weszłyśmy do środka luksus był, ale nie taki jak u Andy'ego. Wchodząc zobaczyłam siedzącego basistę - Eli'ego Clark'a, oraz gitarzystę - Thomas'a Amason'a. Siedzieli na kremowym narożniku, a poszłyśmy w ich ślady.

R: Marian mam wielką prośbę, ale najpierw odpowiedz mi na jedno pytanie.
M: Dawaj mi to pytanie!
R: Umiesz może grać na gitarze elektrycznej?
M: Umiałam. Musiała bym sobie wszystko przypomnieć.
R: To masz tu Thomas'a i sobie przypomnisz. Przypomniał sobie ze nie może i muszę mieć kogoś na zastępstwo.
T: Siemanko.
M: Nie mam nawet własnej gitary.
R: Thomas Ci pożyczy.
T: To zaczynamy. Ile pamiętasz?
M: Robienie solówek.
T: To resztę załapiesz.
M: Pocieszający jesteś.

Po jakimś czasie załapałam wszystko i byłam gotowa na koncert. Jutro mam stanąć przed milionem ludzi i grac na gitarze... Czadzior! Jestem nastawiona na "TAK". Mam nadzieje ze to tylko jednorazowy użytek "mnie". - Marian